[WYWIAD] Maciej Orłoś: Jestem w rozmowach z dużą stacją telewizyjną

  • Telewizja
  • Wywiady
Autor: redakcja

Postanowiliśmy poruszyć kilka kwestii związanych z rynkiem mediów widzianych oczami znanego dziennikarza. O przeszłości w TVP i sytuacji mediów w Polsce mówi Maciej Orłoś w rozmowie z omediach.info.

Mateusz Grabowski: Czy ciężko było Panu przejść po tylu latach z telewizji do internetu?

Maciej Orłoś: Ciężko było odejść z TVP, bo pracowałem tam 25 lat, to kawał czasu. W Teleexpressie najdłużej, bez przerwy, ale też prowadziłem inne programy, było ich bardzo dużo. Teoretycznie nie przechodziłem z telewizji do internetu, tylko z telewizji do telewizji: Wirtualna Polska tworzyła właśnie swoja telewizję – nadającą naziemnie, z miejscem na MUXie 8; choć rzeczywiście Telewizja WP była (i jest) małą częścią wielkiej organizacji internetowej.

Jakie ma Pan plany związane z działalnością w internecie poza projektem „Okiem Orłosia”?

Zamierzam rozbudowywać swoja obecność w Instagramie, który jest ważnym wsparciem dla Okiem Orłosia jako programu na FB, również na Twitterze, ale przede wszystkim zamierzam zabrać się poważnie za swój kanał na You Tubie – plan mam taki, by zrobić to w okresie wakacyjnym. Mam pewne pomysły, a chcę współpracować w zakresie YT z zawodowcami, którzy wiedzą jak to się robi. Poza tym niezwykle ważnym dla mnie kanałem komunikacji jest LinkedIn, choć tam kontaktuję się z osobami ze świata biznesu w sprawach biznesowych.

Czy sposób w jaki wprowadzano nowe kanały (nie tylko Telewizję WP) do MUX8 był skuteczny? Co się udało? Czy można było zrobić to lepiej?

Nie mam pojęcia. Nie znam się na tym, nie uczestniczyłem w tym procesie. Byłem trochę zdziwiony brakiem promocji. Zdaje się, że były także problemy techniczne związane z antenami, a to miało wpływ na zasięgi. No i – wbrew przewidywaniom – do MUXa 8 nie dołączyła TVP ze swoimi kanałami, a to tez przekładało się na wyniki.

Jakie ma Pan zdanie na temat konsolidacji mediów na polskim rynku (Discovery kupuje TVN, Solorz kupuje kanały ZPR)?

Szczerze mówiąc niewiele mnie dziwi, nie tylko na rynku mediów. Konsolidacje następują w różnych branżach. Ostatni raz zdziwiłem się gdy koncern General Motors został przejęty przez Fiata parę lat temu. Teraz zdziwiłbym się pewnie gdyby Legia przejęła FC Barcelonę albo Manchester United. To wszystko – również na rynku mediów – to wielkie pieniądze, układanki, strategie, może też trochę polityki w niektórych przypadkach. Oczywiście źle by było, gdyby jeden gracz zaczął kontrolować wszystkie stacje telewizyjne, radiowe lub czasopisma (żart), ale na razie aż tak źle nie jest. Tych graczy w Polsce jest sporo, mimo że skala naszego rynku nie jest przecież wielka. Swoją drogą, o czym my mówimy – proszę sobie przypomnieć Włochy, w których Silvio Berlusconi jako właściciel najpotężniejszej telewizji i radia został premierem tego kraju. To tak jakby u nas premierem został Zygmunt Solorz. Choć imperium Berlusconiego jest chyba większe. Czy u nas by to przeszło i czy nie odtrąbionoby natychmiast końca demokracji i wolności słowa?

Jak ocenia Pan spadki oglądalności wszystkich programów informacyjnych, bez względu na stację telewizyjną? O czym to świadczy?

To świadczy o tym, że coraz więcej ludzi pozyskuje informacje z internetu. Bo tak jest szybciej. Nie trzeba czekać do 19:00 czy 19:30 by dowiedzieć się co się dzieje w kraju i na świecie. Wystarczy w smartfonie wejść na jeden z portali i już – wszystko wiadomo. I to niezależnie od pory dnia, bo w internecie nie obowiązują ramówki. Tak więc – w każdej chwili, szybko, niezależnie od okoliczności – mamy informacje pod ręką, a raczej pod palcem. Wystarczy dostęp do sieci, ale to jest coraz bardziej powszechne. Nawet czasem się dziwię, że ten odpływ widzów z telewizji do internetu nie następuje jeszcze szybciej. Pewnie dlatego, że do głosu dochodzi siła przyzwyczajenia – telewizor gra, jest obecny, możemy sobie usiąść całą rodziną i obejrzeć jakiś program. To zwyczaj, rytuał, tradycja wręcz. A internet jest szybki, pobieżny, indywidualny (tzn. każdy sobie indywidualnie ogląda w sieci to co chce, do tego nie jest na ogół potrzebne niczyje towarzystwo).

Jaka czeka nas przyszłość telewizji w Polsce? Czy ludzie będą dalej odchodzić od „szklanego ekranu” na rzecz internetu?

Owszem. Ale czasem dziwię się, że ten odpływ widzów z telewizji do internetu nie następuje jeszcze szybciej. Może dlatego, że do głosu dochodzi siła przyzwyczajenia – telewizor gra, jest obecny, możemy sobie usiąść całą rodziną i obejrzeć jakiś program. To zwyczaj, rytuał, tradycja wręcz. A internet jest szybki, pobieżny, indywidualny (tzn. każdy sobie indywidualnie ogląda w sieci to co chce, do tego nie jest na ogół potrzebne niczyje towarzystwo). Poza tym, w internecie wszystko jest rozstrzelone, pojawia się, znika, ukrywa, można się pogubić w tym nawale informacji – tyle tego jest! A w telewizji, np. w programach informacyjnych newsy podają nam w sposób uporządkowany, w pigułce, bo czas emisji jest ograniczony. Ma to swoją określoną konwencję, formułę. Twórcy programu wykonali tę ważną dla nas pracę: wybrali najistotniejsze informacje, opracowali je, ułożyli w odpowiedniej kolejności i podali nam w formie programu. My – widzowie – lubimy też przyzwyczajać się do prezenterów, dziennikarzy, gospodarzy programów. To taka wartość dodana. Odwołam się do własnych doświadczeń – wiele razy dostawałem sygnały od widzów, że mówią mi dzień dobry kiedy program się zaczyna, a na zakończenie żegnają się ze mną. Nie znam najnowszych badań, ale kilka lat temu Polacy byli w ścisłej czołówce europejskiej w oglądaniu telewizji. To było – jeśli dobrze pamiętam – cztery godziny i klikanaście minut – tyle statystyczny Polak spędzał codziennie przed telewizorem. Co prawdopodobnie nie oznacza, że siedział cały ten czas wpatrzony w ekran i zasłuchany, nie. Telewizor gra i towarzyszy nam w codziennym życiu – to takie zjawisko. Wiele razy słyszę od ludzi zdania typu „mam do pana sentyment – przez tyle lat jadłem/jadłam z panem obiad…). Podsumowując, uważam, że internet będzie się coraz bardziej rozpychał, ale nie wyprze całkiem telewizji. Tak jak wideo nie zniszczyło kina.

Czy „Teleexpress” to już zamknięty rozdział w Pana życiu? Rozważa Pan powrót do TVP w przypadku zmiany prezesa telewizji? A może w grę wchodzi inny nadawca?

Nigdy nie mów nigdy, jak głosi znane powiedzenie. Powstrzymam się od odpowiedzi na pytanie o powroty, nie ma co dywagować. W tej chwili jestem w rozmowach z dużą stacją telewizyjną, zobaczymy co z tego wyniknie.

Czy w dzisiejszych czasach Pana zdaniem widzowie i czytelnicy mają mniejsze zaufanie do dziennikarzy niż jeszcze kilka lat temu? Jeżeli tak, to dlaczego?

Ciekaw jestem jaki byłby wynik badań na ten temat. Nie wiem jak to jest z tym zaufaniem do dziennikarzy.. Wiem na pewno, że jest wielu dziennikarzy rzetelnych, uczciwych wobec swoich odbiorców. Ci dziennikarze starają się być obiektywni, dążą do prawdy. znają swoją odpowiedzialność za słowa, nie dopuszczają się manipulacji wobec swoich widzów/słuchaczy/czytelników. Czy jest ich coraz mniej – mam nadzieję, że nie. Co do zaufania do dziennikarzy – na pewno nie pracują na to zaufanie wszelkie brukowce bazujące na taniej sensacji, plotkach, a nawet pomówieniach. Na pewno zaufaniu do dziennikarzy nie służą wszelkiej maści materiały dotyczące polityki, realizowane wbrew zasadom sztuki dziennikarskiej, czyli np.nie dające prawa głosu jednej ze stron konfliktu lub tendencyjnie przedstawiające jakiś temat. W czasach PRL to były metody na co dzień stosowane np. w Dzienniku Telewizyjnym czyli propagandowej tubie ówczesnej władzy. Ale to były inne czasy, to była epoka – jak to się mówi – „dawno miniona”. Ze zdumieniem stwierdzam, że ten propagandowy styl dziennikarstwa nie został raz na zawsze skreślony, skompromitowany i zapomniany.